niedziela, 31 sierpnia 2014

Rozdział 7.



Cierpienie czyni nas silniejszymi.




HAROLD

  – Jeśli naprawdę chcesz umrzeć to ja ci to ułatwię.– powiedziałem ściskając jej szyję mocniej. Ostatkami sił próbowała odgiąć moje palce, poluźnić uścisk, ale z jej siłą było to niemożliwe. W końcu jest tylko marnym człowiekiem. W dodatku czułem do niej tak wielkie obrzydzenie. Była dla mnie niczym robactwo, które aż samo prosi się o zdeptanie. – Z rozkoszą uduszę cię własnymi rękami.
  – Proszę. Nie chcę umierać. – Do jej oczu napłynęły łzy. Co za marna istota. Najpierw mówi o samobójstwie, zaraz potem desperacko błaga o życie.
Wbiła swoje paznokcie w moją dłoń. – Ja nie chcę. Nie chcę umierać! – podniosła trochę głos na tyle na ile można było ze ściśniętym gardłem.
I nagle ten ból, jakby głowa miała mi zaraz eksplodować. Ból doprowadzający mnie do skraju wytrzymałości. Mogę porównać go tylko do jednego, do kształtowania skrzydeł, ale za razem jest to zupełnie inny typ cierpienia.
To on, ta bestia. Wiem, że to jego sprawka. Czuję jego obecność jak ostatnio. Ale dlaczego? Dlaczego teraz? Przez dekady nie dawał znaków o swoim istnieniu, aż do tej chwili. Zareagował na nią? Nie chce bym ją zabił? Przecież zabiłem już setki, nie  tysiące anielitów, w tym także znalazło by się z kilkoro zwykłych ludzi, więc o co chodzi?
Odruchowo złapałem się za głowę i krzyknąłem. Chociaż lepiej określić to jako wycie z bólu. Na przemian obraz rozmazywał mi się i wyostrzał. Mój zmysł słuchu także wariował, odgłos upadku dziewczyny na podłogę i jej kaszlenie dudniło mi w głowie jakby były wzmocnione co najmniej dwudziestokrotnie. Traciłem kontrolę nad swoim ciałem. Zrobiłem kilka kroków do tyłu, po czym potknąłem się i upadłem. Uderzyłem plecami o ścianę korytarzu. Już dawno nie odczułem takiego zimna. Ból nagle ustąpił. Znikł, choć zostawił po sobie ślad.
 Cały się trząsłem. Kropelki potu spływały mi po twarzy jak łzy. Zanurzyłem palce w swoich włosach przy okazji zaczesując je trochę do tyłu. Spojrzałem na nią i nasze oczy spotkały się. Była przerażona do szpiku swoich słabiutkich kości. Na początku myślałem, że z przerażenia nie ma siły się ruszyć, ale właściwie po setnej sekundy ruszyła przed siebie. Znałem te ruchy. Zupełnie niekontrolowany bieg, w którym każda część ciała jakby myśli samodzielnie tylko o tym, żeby być jak najdalej od źródła zagrożenia. W końcu nogi ci się plączą i upadasz. Nagle opadają cię wszystkie siły i tracisz nadzieję. Nie potrafisz myśleć o niczym innym, tylko o tym, że zaraz umrzesz. Nie tylko widziałem to u wielu moich ofiar, ale i dane mi było przeżyć to na własnej skórze. Jej udało się tak przebiec trzy metry, aż  upadła. Uniosła się trochę opierając na rękach i zgiętych nogach. Słychać było wyraźnie jej przyspieszony oddech, a zaraz po nich usłyszałam jak łzy dziewczyny rozbijają się o kamienną posadzkę.
  – Nie chcę umierać. – powiedziała ochrypniętym głosem – Boję się... – zacisnęła swoje ręce – śmierci. – Co mam teraz zrobić? – spojrzała na mnie, a zaraz potem opuściła głowę z rezygnacją.– Nie widzę sensu w życiu, ale boję się je zakończyć.
Wstałem i zrobiłem krok w jej kierunku. Podniosła się do pozycji siedzącej i odchyliła się do tyłu. Zapewne myślała, że chcę ją zabić. Kiedy tylko stanąłem przed nią zmrużyła oczy, czekając na ostateczny cios z mojej strony. Otworzyła je po chwili, gdy zrozumiała, że nie mam zamiaru jej uderzyć. Spoglądałem na nią z góry, na tą bladą, przestraszoną twarz.
  – Skoro nie chcesz umierać, to żyj. W strachu, bojąc się każdego dnia, nie ufając nikomu i niczemu. Nienawidząc tych, którzy chcą ci w tym przeszkodzić. Uciekaj i uciekaj w hańbie, aż dojdziesz do wniosku, że to tak naprawdę nie ma sensu.
  – Jeśli nie ma to sensu, to dlaczego niby miałabym to robić? – zapytała stanowczo. Uśmiechnąłem się, a następnie przykucnąłem, aby spojrzeć jej prosto w oczy.
  – Bo tylko wtedy zrozumiesz, że to jedyny sposób na życie, jeśli boisz się śmierci.
  – A co jeśli nie chcę ani umierać, ani żyć w taki sposób? – w tej chwili jej oczy jakby trochę się powiększyły.
  – To proste, znajdź coś za co będziesz chciała oddać życie lub też coś co nada jemu sens. Tak abyś chciała żyć dla tego, a nie po postu uciekała od śmierci. Nie uważasz, że jest duża różnica, pomiędzy słowami: "Chcę żyć!" a "Nie chcę umierać!".
  – A jak jest z tobą? Chcesz, żyć, czy nie chcesz umierać?
  – Ja znalazłem swój sens życia.
  – Jaki jest? Proszę powiedz mi, może i ja dzięki temu znajdę swój! – powiedziała wpatrując mi się z nadzieją w oczy.
  – Hmm. Pomyślmy... Dla takiej małej dziewczynki jak ty sensem życia powinno być coś w stylu "Żyję dla ludzi, których kocham" albo "Żyję po to, aby pomagać innym.". Czy jakoś tak. Prawda? Przecież jeszcze kilka dni temu, jakby ktoś spytał ci się, dlaczego żyjesz, opowiedziałabyś, że nie wiesz, albo, że żyjesz dla swoich rodziców. Teraz możesz żyć dla Marcela, Lily, albo od razu dla wszystkich istot, które rzekomo jesteś wstanie uratować. Właśnie takie myślenie jest zgodne z twoją naturą. – wstałem.
 Czułem, że powiedziałem już wystarczająco. Byłem pewien, że zrozumiała. Musiała. Miałem nadzieję, że faktycznie jest kimś, kto może zakończyć tą wojnę. Nie, ja miałem przeczucie, że jest kimś kto jest w stanie tego dokonać, ponieważ zaznała już jeden z najważniejszych rodzajów cierpienia.
  – Nie odpowiedziałeś jeszcze na moje pytanie. Jaki jest sens twojego życia.? – odezwała się, go odszedłem od niej kilka kroków.
  – Zabijam zabójców. – odpowiedziałem krótko idąc wgłąb zamku.


LUX

Po tym już go nie widziałam, aż do dzisiaj. Tak naprawdę przez ostatnie dni myślałam tylko i wyłącznie o naszej rozmowie i o Nim. A w głowie cały czas słyszałam te dwa ostatnie słowa "zabijam zabójców", gdy przypominałam sobie z jakim spokojem i z jakim tonem to powiedział miałam gęsią skórkę. Szczególnie to "zabijam", bo jakoś... Sama nie wiem... Obawiałam się tego. Chyba myślałam, że jest jak bohater z moich ulubionych powieści. Tajemniczy chłopak, z pozoru niebezpieczny, a jednak o bardzo dobrym sercu, który przeżył jakąś traumą i próbuje sobie z nią poradzić. Jednak wiem, że to nie tak. On taki nie jest. Stojąc przy nim to się po prostu czuje, a jego oczy tylko to potwierdzają. Myślę, że on może być po prostu "tym złym" i właśnie dlatego, nie wiem czy mogłabym mu zaufać i czy powinnam. Dzisiaj, gdy go zobaczyłam, nie wiedziałam co mam zrobić, stanęłam w bezruchu wpatrując się w niego, a on najzwyklej w świecie przeszedł obok mnie, całkowicie ignorując. W jakiś sposób poczułam się głupio, na myśl, że gdy ja przez te wszystkie dni i godziny nie mogłam go wypędzić ze swojej głowy, a on nawet o mnie nie pomyślał. A ja nawet, jak ta idiotka go wypatrywałam na każdym spacerze. Jestem za to zła sama na siebie, że tak bardzo ulegam jego urokowi. "Urokowi" ? To słowo naprawdę do niego nie pasuje. Przecież ten facet jest straszny, a nie uroczy.
  – Lux? Jesteś tam? – usłyszałam znajomy głos Marcela, który pozwolił mi wrócić z zamyślenia.
  – Tak, jestem. – spojrzałam na niego. Był tak bardzo zmartwiony.
  – Wszystko w porządku? Od kilku dni bujasz w obłokach. O czym tak myślisz? – Nie o czym, tylko o kim, ale nawet jeśli pytasz to i tak nie powiem ci, że o twoim bracie.
  – O niczym ważnym. – odpowiedziałam pośpiesznie. – Marcel? Możesz mi wyjaśnić, dlaczego jestem tak ubrana?
  – Jak to? Gdzieś ty była przez te ostatnie dni. – powiedziała załamującym głosem. – Wiesz chociaż co dzisiaj za dzień?
  – Dzisiaj? Nie, co jest dzisiaj? – zadałam pytanie.
  – Czasami to ty mnie nawet przerażasz, wiesz? Jak się o czymś zamyślisz, to jakbyś po prostu znikała z tego świata. To przerażające, bo to tak jakby twoje ciało poruszało się automatycznie. A potem zastanawiam się z kto tak naprawdę odpowiada na moje pytania w tym czasie.
  – Przepraszam. – powiedziałam skruszona. Choć tak naprawdę nie robię tego specjalnie, to zawsze czuję się z tego powodu źle, ponieważ mam wrażenie, że gdy zatracam się w myśleniu ignoruję innych ludzi.
  – Dzisiaj jest jedenasty września, czyli trzy setne urodziny Lily. To wielka uroczystość, tłumaczyłem ci to, ale raczej nie pamiętasz, więc powtórzę. – usiadł obok mnie na łóżku – Gdy ktoś z rodziny królewskiej kończy trzysta lat, to przechodzi przez coś w rodzaju rytuału.
  – Rytuału?
  – Tak. Wykonuje pewne zadania, aby pokazać swoje umiejętności.
  – Pokazać? Komu? – przerwałam mu.
  – Daj mi proszę dokończyć. Pokazać je widowni, czyli zaproszonym gościom z całego królestwa, ale także świętym stworzeniom. Według legendy te istoty zamieszkują wyspę, na którą tylko one mają wstęp. Gdy anielita kończy trzysta lat jakaś istota święta staje się jego opiekunem. Czasem dzieje, się tak, że zwykli ludzie nawet o tym nie wiedzą, ponieważ nigdy nie jest im dane zobaczyć swojego opiekuna, jednak z rodziną królewską jest inaczej. Podczas rytuału oprócz pokazywania swojej siły fizycznej, psychicznej i umysłowej na końcu trzeba także przywołać swojego opiekuna. Zazwyczaj opiekun się pojawia, ale to nie jest takie proste. Pojawia się tylko wtedy, gdy będzie sam chciał spotkać się ze swoim podopiecznym. Właściwie, to nie zależy od ciebie czy pojawi się czy nie.
  – Ale skąd on się pojawia?
  – Gdy opiekun i podopieczny chcą się spotkać otwiera się przed nimi portal. Jednym słowem, aby pojawił się twój opiekun musisz sprawić, aby cię zaakceptował. To zadanie jest trudniejsze, niż jakiekolwiek używanie magii, nie sądzisz? – kiwnęłam głową. – Właśnie tak trudne zadanie musi wykonać dzisiaj Lily. Najgorsze jest jednak to, iż oprócz tego, że musi wykonać wszystkie zadania, to ciąży na niej wielka presja, ponieważ jeśli zrobi coś źle to ośmieszy się przed najważniejszymi osobistościami w kraju. Gdyby na przykład, się potknęła przy teście fizycznym wszyscy wzięli by ją za niezdarę, ale gdyby na przykład nie pojawił się jej opiekun oznaczało by to, że może w jej sercu jest coś złego, że nie jest godna zaufania. Osobiście myślę, że nie będzie problemu, ale nigdy nic nie wiadomo. Ja nadal pamiętam jak bardzo się bałem.
  – Też przez to przechodziłeś? – sama nie wiem czemu byłam tak zdziwiony, w sumie wiedziałam, że jest częścią rodziny królewskiej i tak dalej, a jednak jakoś nie mogłam sobie tego wyobrazić.
  – Oczywiście. Wszyscy, którzy urodzili się jako członkowie rodziny królewskiej. Ja, Lily, Harold, ale na przykład nasi rodzice już nie. Nasz ojciec został królem, gdy miał mniej więcej tyle lat ile mniej więcej ja teraz. Nie musiał już tego przechodzić, ale mówił, że i tak spotkał swojego opiekuna. Jego opiekunem jest bazyliszek, moim jest gryf. Większość opiekunów nie jest większa od samochodu osobowego.
  – Czy wszystkie testy polegają na tym samym? – zadałam pytanie.
  – Nie dla każdego przygotowywany jest inny test, choć na przykład test fizyczny za każdym razem wygląda jak bieg z przeszkodami w którym musisz unikać różnych pułapek i tak dalej, podczas tego musisz, też rozwiązać kilka zagadek lub przykładów co sprawdza twoją umiejętność logicznego myślenia, spostrzegawczość, zaś całość to sprawdzenie twojego ducha. Jeśli na przykład raz zawahasz się lub zrezygnujesz to tak jakbyś nie przeszła przez test sprawdzający siłę psychiczną.  Podobno to w jaki sposób przejdziesz przez to wszystko decyduje o tym, kto zostanie twoim opiekunem.
  – Marcel, mam więc jeszcze jedno pytanie. Pamiętasz to jak wyglądał test twojego brata? Jestem bardzo ciekawa.
  – Czy pamiętam?! Do śmierci nie mógłbym tego zapomnieć. Przez trzy dni miałem po tym gęsią skórkę. Pamiętam to doskonale jakby to było wczoraj. Pamiętam jak zdyszany usiadłem obok mojego ojca, który uśmiechnął się do mnie. Pamiętam tłum ludzi wiwatujących na moją cześć. A potem pojawił się on. Jego test był po mnie, ponieważ jest młodszy. Cała widownia nagle ucichła, było słychać tylko jakieś niemiłe szepty, ale gdy tylko zaczął się test nawet one ucichły. – Marcel opowiadał to z jakąś przedziwną ekscytacją, jakby mówił o wspaniałym filmie, w którym zobaczył swojego ulubionego aktora i po prostu nie mógł powstrzymać się od opowiedzenia tego wszystkiego – Wszystkim odjęło mowę, ponieważ on mknął przed siebie. Omijał wszystkie pułapki, wszystkie przeszkody, zadania rozwiązywał po chwili, a wszystko to bez użycia magii! To było coś wspaniałego. Podobno był pierwszym, który ukończył test bez jej użycia. I na samym końcu wielki finał, gdy po przejściu ostatniej przeszkody stanął zdyszany, a przed nim od razu pojawił się jego opiekun. Wielki jak trzypiętrowy budynek, ogromny smok. Wszystkich wbiło w siedzenia, bo nie widziano, żadnego smoka od ponad miliona lat! Sam nie mogłem uwierzyć w co widziałem. Nawet u nas smok jest czymś co można nazwać paranormalnym. Ale wtedy jego opiekun rozpostarł skrzydła, jakby chciał pokazać wszystkim, że jest wspanialszy niż możemy sobie wyobrazić! I tymi samymi skrzydłami objął Harolda zasłaniając go całkowicie, następnie pochylił się i jego głowa także została zasłonięta przez skrzydła. Trwało to, krótką chwilę zanim uniósł głowę i odsłonił Harolda, który jak się okazało klęczał. Potem smok zaryczał i zniknął przechodząc przez portal. Nigdy w życiu nic takiego nie przeżyłem.
  – Marcel? – zebrałam się, żeby go zapytać o coś co bardzo mnie ciekawiło.
  – Tak? – spojrzał na mnie.
  – Czemu wyglądasz na bardzo szczęśliwego opowiadając mi to?
  – Ponieważ tamto wydarzenie bardzo mnie zmieniło. – spojrzał na mnie z dumnym uśmiechem. – Wiesz... Od zawsze nie mogłem znieść mojego brata. Gdy tylko pojawiał się w pobliżu wszystkim od razu psuł humor. Często się zdarzało, że nawet ktoś kto był szczęśliwy nagle tracił cały entuzjazm z powodu jego aury. Ty możesz, tego nie czuć, ale tak naprawdę każdy, kto używa magi wyraźnie ją czuje. A już zwłaszcza anioły.
  – Poczułam tą aurę, gdy pokazywałeś mi swoje wspomnienia. Zrobiło mi się wtedy nawet trochę niedobrze od niej. – przyznałam.
  – Ale wiesz, gdy zobaczyłem tamtego dnia jak on dokonuje prawie niemożliwego bez użycia magii... – pokręcił głową –Ymm~ym To nawet nie o to chodzi. Widzisz Harold nigdy nie umiał posługiwać się magią, więc to, że ukończył test bez niej właściwie nie jest żadnym komplementem, tylko, jakoś... Myślę, że w pewien sposób zacząłem go podziwiać. W chwili, w której zaczęły się te nieprzyjemne szepty po raz pierwszy spróbowałem postawić się na jego miejscu. Uświadomiłem sobie, że przez te trzysta lat życia cały czas był sam, a mimo to nigdy nie widziałem, żeby płakał, albo też narzekał. Choć nie miał talentu do magii to nie załamał się, czy nie uciekał, tylko stawił czoło wyzwaniu i przeszedł cały rytuał z podniesioną głową. W ten jeden dzień zyskał u mnie wielki szacunek. Oczywiście po tym wiele razy próbowałem zmienić nasze relacje, ale on zdołał wykształcić w sobie pewien rodzaj bariery, przez którą nigdy nie mogłem się przebić. Nie wiem, czy nazwałbym ją dumą, czy przyzwyczajeniem do samotności. Choć wielokrotnie zaczynałem rozmowę to on odpowiadał, jakby od niechcenia i odchodził z jeszcze bardziej smutną miną niż z jaką go widziałem na początku. W końcu uznałem, że nie ma to sensu i po prostu podziwiałem go z daleka. Na początku może mu najzwyczajniej w świecie współczułem, ale teraz naprawdę bym tego tak nie nazwał. W końcu trudno współczuć komuś, kto jest o wiele bardziej silny od nas samych, prawda?
  – Ymm. Chyba masz rację.
  – W każdym bądź razie powinniśmy już iść, aby wesprzeć Lily. – Marcel wstał z łóżka. – A zaraz po tym zobaczymy walkę ojca i Harolda.
  – Trochę boję się to zobaczyć. W końcu oni nie powinni ze sobą walczyć! – powiedziałam całkowicie przekonana do swoich słów. – Marcel najpierw spojrzał na mnie ze zdziwieniem, ale potem uśmiechnął się jakby zrozumiał o co mi chodzi. Usiadł ponownie obok mnie i spojrzał w sufit.
  – Straciłaś swoich rodziców, więc możesz uważać, że walka rodzica z dzieckiem nigdy nie powinna mieć miejsca, ale ja widzę to zupełnie inaczej. Po pierwsze mimo, że jestem synem i bratem dla jednego i drugiego, nigdy nie czułem by ich łączyły jakiekolwiek więzi, więc patrzenie na nich ojciec i syn jest niewłaściwie. W końcu wszystko co ich łączy sprowadza się jedynie do więzów krwi. A poza tym zgaduje, że tak naprawdę, dla obojga to jest coś więcej niż tylko walka. Przypuszczalnie ojciec jest szczęśliwy, że jego Harold nie został byle kim i ma własną dumę, zaś Harold chce pokazać, że poradził sobie bez niego, a także, że się go nie boi. Chociaż i tak wynik tej walki jest przesądzony, to i tak bardzo wiele to dla nich znaczy.
  – Jak to jest przesądzony?
  – To będzie pojedynek magiczny, a jak już wcześniej mówiłem Harold naprawdę nie jest dobry w magi. Osobiście nigdy nie widziałem by używał magi, choć braliśmy razem lekcje. Nigdy nie udało mu się wykonać za pomocą niej, żadnej, nawet najłatwiejszej czynności, a jego przeciwnikiem jest nie byle kto. Mój ojciec umie bardzo dobrze używać magii, a doliczając fakt, że jego jest typu ofensywnego, no i jeszcze bardzo duże doświadczenie z wielu walk jakie przeprowadził na wojnach. Przy tym wszystkim szanse na wygraną mojego brata są bliskie zeru.
  – Rozumiem. – po tym wszystkim co powiedział mi przyjaciel zapragnęłam zobaczyć ten pojedynek.
  – To co idziemy? – chłopak uniósł swoją rękę w geście, tak abym mogła ją złapać, na co ja przytaknęłam i podałam mu swoją. Wstał pierwszy, a następnie pomógł podnieść się mnie. Czułam się przy nim bardzo bezpiecznie.
Wyszliśmy z mojej tymczasowej komnaty. Marcel prowadził mnie na tyły zamku. Zwiedzałam tą część dzień lub dwa, wcześniej. Jest tam coś na wzór stadionu.
 Nie dało się nie zauważyć jak wielu bogatych ludzi zjechało się na to widowisko. Wszyscy ludzie należeli to tych "lśniących", mam na myśli, że każdy wyglądem był na poziomie ludzi z show biznesu. Gdyby tu był łowca talentów każdego wciągnął by do modelingu lub aktorstwa. Pierwszy raz w życiu widziałam tylu pięknych ludzi na raz. Zastanawiam się, czy to dlatego, że w moim świecie jest na odwrót. Ludzie są bardzo zróżnicowani, jedni ładni, drudzy nie.
Nie weszliśmy jednak tym samym wejściem co reszta. Dostaliśmy się do środka, przez mniejsze, jakby poboczne drzwi, które nie dorównywały tym z głównego wejścia. Jak się okazało prowadziły one do małego pokoiku, w którym przebywała Lily i On, anioł, który zawładnął moimi myślami.


Od Autorki: Udało się! Hura!! Banzai!! Nie wyszło do końca jak chciało, ale mam nadzieję, że się wam spodobało. W następnym rozdziale, będzie dużo akcji. Trzymajcie kciuki, abym dała radę opisać te wszystkie obrazy, które mam w głowie. Proszę napiszcie jakiś komentarz, proszę i za razem dziękuję.

8 komentarzy:

  1. Woooooooooow *-* O Shit już wyobrażam sb tą akcje *.* Zaczynając od początku Hazz i ta sytuacja z Lux :0 Masakra ogarnął mnie strach w tamtym momencie. Lux robot skaczący po chmurkach xD No ten bardzo przejeła się Harry'm, a ta opowieść Marcela cuuuuuudo ^_^ O mój boże mówiłam że cię kocham i jesteś genialna? :* Jeśli nie to teraz wspominam :) Cały rozdział odtwarzał się w mojej wyobraźni *-* Weny kotq ♥
    ~Merry

    OdpowiedzUsuń
  2. Jesteś wspaniałą blogerką. Jestem i będe do samego konca bloga z tobą i wiedz, że to co piszesz jest WSPANIAŁE! Życze tobie jak najwiekszej weny. Czekam na następny rodział. Miłego pisania Merry <3 I LOVE YOU!!!
    ~ZAKRĘCONANATULAFOREVER;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Soryyy kurwa. Pomyłka w cześniej napissanym kom. Miłego pisania Karolinaxxxx3<333333... WYBACZ!
      ~ZAKRĘCONANATULAFOREVER;*

      Usuń
  3. Hahahah miazga xD ZAKRĘCONANATULAFOREVER;* twoje pomyłka mnie rozwaliła xD Ale nie o tym :) To ten tego twój komentarz mnie straszliwie wzruszył :') Nie miałam pojęcia że te rozdziały tak wpływają na ludzi :) Nie ogarniam tego że tak głupie i co gorsze krótkie rozdziały dają się lubić :) W każdym razie kocham cię, tego bloga, wszystkie twoje komentarze u mnie bo to na prawdę motywujące co piszesz <3333333333 ♥♥♥♥♥ Przepraszam że ci tu tak na blogu spamuje ale nie ogarnęłam (na razie) żadnego sposobu naa kontakt z tb xD Hahahah dobra koniec tych moich wypocin xD Naprawdę kocham i weny życzę :*
    ~Ta świruska która cię kocha Merry

    OdpowiedzUsuń
  4. Naprawdę super rozdział! Uwielbiam tego bloga.. tylko trochę szkoda że tak rzadko dodajesz rozdziały.. ale można to wybaczyć jesli będziesz dodawać TAKIE rozdziały.. A poza tym DLACZEGO przerwałas w takim momencie :c Nie mogę się doczekać następnego :** Życzę dużo weny ^^

    OdpowiedzUsuń
  5. Rzodział wspaniały.. Nie mogę doczekać się następnego i tak jak mówisz tych ciekawych akcji.. Jestem ciekawa jak potoczy się ta walka.. Harry mnie zraził trochę tym co sądzi o Lux, ale i tak go uwielbiam. Generalnie wszystkie rozdziały mi się bardzo podobały i napewno następne również :* <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Zauważyłam że większość blogów zatrzymała się na 2014/2015 🙆 Ja zresztą też 😅 Ale dzisiaj tak patrzę, oglądam,czytam doszłam do wniosku, że chyba znowu coś napiszę. Tak więc jeśli będziesz chciała to zaglądaj do mnie.
    A może i do Ciebie wróci wena 😉
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń