niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział 3.


Czasami nie wszystko idzie po naszej myśli, ale ważne jest, żeby się nie poddawać i zostać sobą. 



LUX


  – Panno Willor! – usłyszałam cicho głos nauczycielki – Panno Willor! – podniosła jeszcze bardziej ton, lecz ja nadal nie wiedziałam co się dzieje. – Willor! – po raz kolejny wypowiedziała moje nazwisko. Obudziłam się. Sen, to chyba najwłaściwsze słowo do określenia mojego stanu sprzed chwili. W mojej pamięci, była jedna wielka luka. Ostatnie co pamiętałam to czas, gdy próbowałam zasnąć. To chyba sen. Jak inaczej wytłumaczyć fakt, że słyszę głos nauczycielki?
   Mrugnęłam, a przed moimi oczami ukazała się szkolna, ciemno zielona tablica. Liceum? Rozejrzałam się. Klasa matematyczna. Co ja tu robię? Zdziwiona spojrzałam na nauczycielkę. Po raz pierwszy widziałam taki wyraz twarzy u niej, ale przypuszczam, że był bardzo podobny do mojego. Ona także była czymś zszokowana i nie do końca wiedziała, co ma zrobić. – Możesz mi powiedzieć, co ty na miłość Boską wyrabiasz? – zadała mi pytanie jednocześnie przenikając mnie swoim wzrokiem. Miała szare, zimne oczy, które wydawały się jeszcze bardziej ponure przez zmarszczki na twarzy. Tak naprawdę pani Carllson była bardzo miłą osobą, bardzo dobrze tłumaczyła swój przedmiot jednocześnie nie pozwalając uczniom, wejść sobie na głowę.  Chciałam jej odpowiedzieć, ale nie umiałam. Nie, ja nie wiedziałam co mam jej odpowiedzieć, sama pragnęłam usłyszeć jakiekolwiek wyjaśnienia.
  Jeszcze raz zerknęłam na tablicę, w końcu musiałam wykonać jakiś ruch, ale to co zobaczyłam wcale mi nie pomogło. Cała bowiem była zapisana czymś w rodzaju znaków, liter, sama nie wiem jak je nazwać. Nigdy wcześniej ich nie widziałam, co tylko spotęgowało moje zaskoczenie, gdy uświadomiłam sobie iż trzymam w lewej dłoni kredę. Ja to napisałam? Co się do cholery dzieje? Obróciłam się, spojrzałam na klasę, byli całkowicie zmieszani, cicho siedzieli wpatrując się we mnie. Z pewnością nigdy czegoś takiego nie widzieli. Ostatnia nadzieja w Marcelu, on wyróżniał się spośród nich. Oczywiście był zaskoczony, ale w zupełnie inny sposób. Znałam go wystarczająco dobrze by to zauważyć. Miałam wrażenie, że widzi to z jakby "innej strony" i jest to z niej jeszcze bardziej dziwne. On widział coś więcej poza, dziwną przyjaciółką, która zaczęła nagle wypisywać coś niezrozumiałego jak opętana.
  – Przepraszam. – szybkim ruchem ręki odłożyłam kredę, na metalową półkę spojoną z tablicą.– Przepraszam, ja nie wiem co się stało. – własny głos zdradzał moje uczucia, drżał, był niepewny i jakby przestraszony. A ja własnie poczułam, że staje się jeszcze większym dziwadłem niż dotychczas.
  – Usiądź już. Porozmawiamy o tym po lekcji. – skinęłam głową na te słowa starszej kobiety jako przyjęcie ich do świadomości, której osobiście nie byłam pewna. Zwróciłam się w stronę swojej ławki. Wszyscy nadal skupiali się na mnie, dosłownie czułam na sobie ich wzrok. To było jak w złym śnie, typowym koszmarze, w którym stajesz się pośmiewiskiem lub odmieńcem przez niecodzienne zachowanie. Nie powinnam jednak nazywać koszmarem czegoś tak błahego, tak nieistotnego. Gdybym wiedziała o tym co będzie dane mi przeżyć nazwałabym to dziecinną zabawą, niestety w tej chwili nie postrzegałam tego tak. Jedynym marzeniem na dany moment było stopić się z podłogą, zniknąć. – A teraz wracamy do lekcji.– zaczęła pani Carllson, za co w duszy dziękowałam jej z całego serca.Wzięłam głęboki wdech. – Czy ktoś umie rozwiązać to równanie? – wypuściłam powietrze, gdy usłyszałam, że wszystko wraca do normy. Stukanie kredy o tablice, pstrykanie długopisów, dźwięk przewracania kartek, szepty uczniów. Zazwyczaj strasznie mnie one denerwowały, teraz dawały mi poczucie spokoju. Pewność, że wszystko jest jak zawsze, że "mój świat" się nie rozpadnie, że będzie tak jak zawsze. 
 Schowałam twarz w ramionach, byłam wyczerpana. Przez te kilkanaście sekund czułam tak wielki strach, że moja psychika była na skraju wytrzymałości. Do końca lekcji zostało już tylko kilka minut, ja skupiałam się na zebraniu sił, aby po charakterystycznym dźwięku zdołać ustać na własnych nogach, które nadal drżały. Dopiero teraz zrozumiałam, co znaczy powiedzenie "mieć nogi jak z waty". 
Uczniowie zerwali się, szybko pakując i wychodząc na upragnioną przerwę. Ja także, zebrałam się w sobie i spakowałam swoje rzeczy. 
  – Poczekam na ciebie przed klasą. – ciepły głos przyjaciela pozwolił mi do końca przejąć władzę nad swoim ciałem. Kiwnęłam głową. Sekundę później w pomieszczeniu zostałam sama z nauczycielką. Założyłam plecak, po czym podeszłam do biurka. 
  – Możesz mi to teraz jakoś wyjaśnić? – kobieta splotła ręce na piersi i czekając na odpowiedź zmarszczyła brwi. 
  – Niestety obawiam się, że nie.– niepewnie zaczęłam – Sama nie wiem jak to się stało proszę pani. Wydaje mi się, że chyba zasnęłam na lekcji, a potem lunatykowałam. – jej mina, była taka jak się spodziewałam, po usłyszeniu czegoś tak niedorzecznego. – Przepraszam jeszcze raz. To się więcej nie powtórzy. 
  – Miejmy nadzieję. Jeśli jeszcze raz zdarzy ci się zasnąć na lekcji, zadzwonię po rodziców. Zrozumiano?
  – Tak. Bardzo dziękuję. – po tych słowach wyszłam z klasy. Nienawidziłam takich rozmów, były dla mnie stresujące, a ta w szczególności.  
Wyszłam z klasy, a tam czekał na mnie Marcel. Uśmiech pojawił mi się na twarzy, gdy tylko go ujrzałam. Ubrany był tak jak zwykle, miał na sobie brązowy, wełniany sweter, spod którego wystawał biały kołnierzyk od koszuli, ciemne jeansowe spodnie plus do tego czarne buty. Spojrzałam, też na to w czym ja jestem ubrana. Miałam na sobie, stare, jeansowe spodnie z dziurą na prawej nogawce, żółty, wypłowiały T-shirt, a na nim ostatnio kupiona granatowa bluza. Zapięłam bluzę, aby nikt nie widział starej bluzki. 
  – To nie wyglądało na lunatykowanie.– odezwał się pierwszy.
  – Podsłuchiwałeś. – stwierdziłam. 
  – Co się tak właściwie z tobą dzieje? Ostatnio dziwnie się zachowujesz. – chłopak pochylił się nade mną, a potem dokładnie przyjrzał. 
  – Nie wiem. Wszystko zaczęło się w urodziny. – miałam ochotę mu wszystko powiedzieć. Marcel był jedyną osobą, której ufałam poza rodzicami. Kochałam go. Był jak starszy brat, który zawsze się mną opiekował, któremu mogłam powierzyć wszystkie swoje tajemnice, który akceptował mnie taką jaka byłam.  
  – Mamy teraz przerwę na lunch. Chodź, wszystko mi opowiesz.– Złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą do stołówki. Zdarzało mu się robić to dosyć często, zanim coś powiem, on i tak robi co chce, ale wcale mi to nie przeszkadzało. Marcel był niewiarygodnie silny jak na kogoś tak szczupłego, zwinnie przebijał się dzięki temu prze tłumy nastolatków. Nawet nie wiem kiedy znaleźliśmy się  na stołówce, gdzie większość jadła śniadanie. Każdy wiedział już gdzie ma swoje miejsce i my także mieliśmy stolik, gdzie zawsze siadaliśmy.  Zajęłam swoje krzesło, a następnie sięgnęłam po swoje kanapki, ale niestety nie miałam ich. 
  – Nie masz śniadania? – spytał zdziwiony Styles. Nic dziwnego skoro to chyba pierwszy raz, gdy mi się to zdarzyło. – Masz. – podał mi swoją kanapkę. – Mam jeszcze jedną. – ponownie sięgnął do torby.   – Więc, opowiedz mi co się dziwnego ostatnio działo. – jego twarz była bardzo poważna. Przejął się tym bardziej niż bym przypuszczała, ale to właśnie Marcel. Martwi się najdrobniejszymi szczegółami.
  – No więc w urodziny rodzice przekazali mi wisiorek i list od mojej matki. 
  – Biologicznej?
  – Tak. Okazało się, że to wariatka, pisała o jakimś innym świecie, Zakazanych Wrotach i wisiorku, który mi przekazała. Stek bzdur, ale od tego wszystko się zaczęło. Następnie, gdy przeglądałam się w lustrze, widziałam inną osobę. Kobieta o piaskowych włosach, brązowych oczach i stroju nie z tej epoki. Pamiętasz też książkę, którą mi podarowałeś? – ciekawe czy ta książka ma ze mną coś wspólnego. Nie przeczytałam jeszcze końca tej historii, ale była bardzo ciekawa. Akcja rozgrywała się nie na znanej nam Ziemi, a na planecie, która była do niej podobna. Na tamtej Ziemi toczyła się wojna o moc i władzę, ale dwójka kochanków była ponad to. Część książki, opowiada o ich stopniowym zakochiwaniu się w sobie i wspólnym przebijaniu się przez wszystkie trudności losu, zaś gdzieś w połowie książki, stają się oni aniołami i zaprowadzają pokój na planecie. Usuwają z Ziemi wszystkie ślady magii, a sami przenoszą się na inną planetę, by móc wszystko kontrolować. Na tym momencie skończyłam książkę, jeszcze nie wiem jak zakończy się ta opowieść, ale książka wciągnęła mnie totalnie. 
  – Tak. Co z nią? – sięgnęłam do torby, ponieważ wcześniej wydawało mi się, że ją tam widziałam. Miałam rację, wyciągnęłam książkę i natychmiast poszukałam strony z rysunkiem znaku, tym samym, którym pojawił się na mojej skórze. 
  – Widzisz ten znak? – wskazałam palcem na ilustrację. Jeśli wierzyć by książce, znak ten był jakby herbem aniołów narysowany przez dziewczynę, główną bohaterkę o imieniu Emily. – Ten sam pojawił się na moim ramieniu. Dziwne prawda? Co więcej, gdy się wczoraj położyła spać, to obudziłam się dzisiaj dopiero na matematyce. Na początku nie wiedziałam nawet, że zapisałam całą tablicę. 
  – To naprawdę dziwne. – jego brwi zmarszczyły się jeszcze bardziej, po czym wyciągnął z kieszeni swój telefon. – Zrobiłem zdjęcie tych znaków. 
  – Pokaż!– wyrwałam mu urządzenie z ręki i szybko wyszukałam zdjęcia. Przeanalizowałam jeszcze raz każdy ze znaków, ale naprawdę nic z nich nie rozumiałam. – To na nic. – wzięłam głęboki wdech i wydech. Odłożyłam komórkę na stolik, a Marcel wziął ją do ręki.
  – Też z tego nic nie rozumiem. – wyłączył telefon, po czym schował go z powrotem do kieszeni spodni.
  – To pewnie tylko jakiś zbieg okoliczności i tyle. Może widziałam to w jakimś filmie, lub książce i nieświadomie przez sen to napisałam. Tak, to musi być coś w tym stylu. – pocieszałam sama siebie. – Zamierzam o tym jak najszybciej zapomnieć. A teraz smacznego. – sama nie wiem dlaczego, ale chciałam jak najszybciej skończyć ten temat.  Im więcej o tym mówiłam, im więcej o tym myślałam, tym bardziej wiedziałam, ze to wcale nie jest normalne. Najgorsze, że zaczęło mnie to przerastać i byłam tym przerażona. Nie wiedziałam co mam robić, więc najlepszym wyjściem jest chyba popłynąć z prądem, co równie dobrze można nazwać ucieczką.
  Wzięłam gryza kanapki i rozejrzałam się po sali. Wszędzie kręcili się nowi. – Biedactwa. Ciekawe czy my też tak wyglądaliśmy.
  – Ty na pewno. – Styles wybuchł śmiechem.
  – Jesteś niemiły. – odpowiedziałam z oburzeniem.
  – Przepraszam. – uśmiechnął się słodko. Dokończyliśmy jeść kanapki, a następnie szybko udaliśmy się na lekcję. Wychowanie fizyczne, najbardziej znienawidzony przedmiot przeze mnie. Nie chodzi o to, ze nie lubiłam sportów, wręcz przeciwnie, zawsze po lekcjach lubię iść pobiegać, granie z Marcelem w tenisa też jest dla mnie wielką przyjemnością. Od małego miałam bardzo dużo energii, więc rodzice zapisywali mnie do różnych drużyn, klubów i tym podobnych, ale gdy jestem w szkole jakby wszystkie moje umiejętności znikają. No i w dodatku nasze stroje są jak dla mnie zbyt skąpe. Czuję się w nich niezręcznie i nie mogę się skupić. Weszłam do szatni dziewczyn i usiadłam na swoim miejscu.
  – Proszę, a myślałam, że gorzej się już nie ubierzesz. – zaśmiała się drwiąco Alex. Była naprawdę piękna. Miała piękne blond włosy, błękitne oczy, w dodatku była bardzo wysportowana i świetnie się uczyła. Alex to najpopularniejsza dziewczyna w naszej szkole, podziwiam ją za to.
  – Przepraszam, to przez przypadek. – uśmiechnęłam się lekko. Zawsze chciałam się z nią zakolegować.
  – Przepraszasz mnie? Nie tylko nie masz zielonego pojęcia o modzie, ale jesteś też niezłą idiotką.
  – Na prawdę mi przykro.
  – Nigdy nie miałaś jeszcze chłopaka prawda? Jakie to przykre. Patrzcie dziewczyny! – podniosła głos, aby wszystkie spojrzały na nią. – Własnie takich ofiar losu nie lubię.
  – Postaram się być lepsza!
  – To ci i tak nic nie pomoże. Nigdy nie będziesz miała więcej przyjaciół, a już tym bardziej chłopaka. Chociaż na tą twoją niewinność może się któryś nabierze. – zaśmiała się szyderczo, ale mimo wszystko jej śmiech był pełen wdzięku. Wyglądała uroczo, nawet gdybym chciała jej znielubić to bym nie mogła. W końcu to nie jej wina, ma rację, nigdy nie będę miała więcej przyjaciół czy chłopaka w tym świecie. To niewykonalne. Nie mogę jej przecież winić, za to, że mówi prawdę.
  – Wiem o tym.– powiedziałam cicho, sama do siebie. Alex odeszła, a ja zabrałam się za przebieranie. Po zastanowieniu nie mogłam tego tak po prostu zrobić, musiałam przecież ukryć mój znak. Rozpięłam bluzę i wyczekując momentu przygotowałam sobie bluzkę. Rozejrzałam się, każda była zajęta sobą, więc szybko zamieniłam bluzki, a potem z powrotem ubrałam bluzę. Musiałam w niej ćwiczyć, choć nie było mi to za bardzo na rękę. Ze spodenkami było już łatwiej. Dla mnie były zbyt krótkie, ale innym dziewczynom to nie przeszkadzało. Po usłyszeniu dzwonku wyszłyśmy z szatni na salę. Dziś miała być siatkówka. Jak zwykle zostałam wybrana ostatnia, ale nic dziwnego skoro nie można było na mnie liczyć jeśli chodzi o tą grę. Ustawiłyśmy się na boisku i gra ruszyła. Pierwszy serw miała przeciwna drużyna. Skupiłam swój wzrok na piłce, gdzieś  w środku bardzo chciałam pokazać, że coś potrafię, że jestem coś warta. Piłka leci prosto na mnie! Uda mi się! Wyciągnęłam ręce, ułożyłam w "koszyczek" jak to zwykł nazywać nasz nauczyciel i nagle.. nic. Moje ciało nie poruszyło się tak jak to sobie wyobrażałam, stało się tak jak zwykle. Jakbym miała w sobie jakąś blokadę.
  – Co ty wyprawiasz! Miałaś idealną pozycję! – wykrzyczała rozzłoszczona Alex.
  – Przepraszam, nie wiem jak to....
  – Jak ty możesz, sama ze sobą wytrzymywać? – spuściłam głowę.  Jedna z dziewczyn podała piłkę i gra się wznowiła. Ponownie skupiłam oczy na piłce, ale inna dziewczyna ją odbiła i gdy następna drużyna tego nie przyjęła, u nas nastąpiła zmiana. Znalazłam się na pozycji serwującego. Proszę, proszę niech uda mi się zaserwować. Błagam! Boże, daj mi siłę! Po tych myślach podrzuciłam piłkę w górę po czym podskoczyłam i uderzyłam z otwartej ręki. Ponownie znalazłam się na ziemi. Moje oczy otworzyły się tak szeroko jak tylko mogły. Co to ma być? Zadałam sobie to pytanie, gdy tylko spostrzegłam co się stało. Piłka uderzyła w pole przeciwnika, ale to nie był zwyczajnie zdobyty punkt. Przy uderzeniu rozciągnął się wielki huk, piłka odbiła się od pola po czym wbiła się w materace, którymi były obłożone ściany. Co więcej mogę przysiąc, że widziałam jak z nad piłki unosił się dym. Na całej sali zapadła niewiarygodna cisza, nikt nie śmiał nawet zakasłać. Piłka spadła na podłogę, a my ujrzeliśmy w miejscu wcześniejszego jej zetknięcia z materacem ślad po jej odbiciu.
  – Co tu się stało? – odezwał się pierwszy nauczyciel, podszedł do piłki i wziął ją w ręce. – Ciepła. – szepnął do siebie. – Kto to zrobił? – Wszyscy spojrzeli na mnie.
  – Willor pozwól na chwilkę. – wuefista spojrzał na mnie zmrużonymi oczami i marszcząc brwi.
  – Tak? – podeszłam do niego, ale zaraz potem usłyszałam szepty. Obróciłam się, dziewczyny podobierały się w grupy. " Dziwadło.", "Jak ona to zrobiła?!", "Podobno na poprzedniej godzinie lunatykowała na lekcjach", "Jest nienormalna", "Może to jakaś psychopatka?", usłyszałam komentarze na swój temat.
  – Jak to zrobiłaś? – zapytał mnie nauczyciel.
  – N...n...nie wiem, po po po prostu odbiłam ją, i ona s... sama, tak jakoś... – zaczęłam bełkotać.
  – Posiedź do końca lekcji na ławce dobrze? Nie mogę ignorować takich incydentów. – On miał rację, powinnam usiąść, nie wiadomo co może się jeszcze wydarzyć. Gdym trafiła w któraś z dziewczyn, mogłoby się jej coś stać. Nie chcę tego!
Przytaknęłam  po czym ze spuszczoną głową usiadłam na ławce. Naprawdę nie chciałam widzieć teraz wyrazu twarzy ich wszystkich. Przesiedziałam całą lekcję w milczeniu, jedynie wpatrując się w swoje buty. Gdy tylko zadzwonił dzwonek podniosłam się powoli z ławki. Wyszłam ostatnia, a w szatni nawet na żadną nie spojrzałam. Cały czas czułam ich wzrok na sobie, wiedziałam, że mówią o mnie. Chciałam stamtąd jak najszybciej wyjść, ale tym razem nie mogłam zdjąć bluzy. Przebrałam tylko spodnie, bluzę zapięłam do końca, tak, że nie było widać czy mam bluzkę tę co wcześniej czy od WF-u. Jak szybko mogłam, tak szybko opuściłam pomieszczenie. Rozejrzałam się po korytarzu i zauważyłam Styles'a. Opierał się o ścianę nad czymś intensywnie myśląc. Podeszłam do niego.
  – Jestem. – uśmiechnęłam się.
  – Jak tam? – odpowiedział mi podobnym uśmiechem, tylko oczywiście bardziej naturalnym.
  – Dobrze. Dzisiaj była siatkówka.
  – I co zdobyłaś chociaż jeden punkt?
  – Tak, udało mi się. Było naprawdę świetnie. – to był koszmar, ale przecież mu tego nie powiem, nie chcę by mnie pocieszał, współczuł, litował się. – Chodźmy już do domu. – po kilku minutach wyszliśmy z budynku. Kochany Marcel odprowadził mnie pod dom i ta się pożegnaliśmy.
  – Wróciłam! – krzyknęłam wchodząc do domu.  Zdjęłam buty, po czym udałam się do kuchni skąd czułam już pachnący smakowicie zapach obiadu. Moja mama jak zwykle w swoim zielonym fartuszku kręciła się po całej kuchni. Lubiłam patrzeć na nią, wyglądała wtedy jakby tańczyła, była w swoim żywiole. – Mamo, dziś rano zachowywałam się dziwnie? – spytałam. Mogło wydarzyć się w końcu coś, o czym nie miałam pojęcia.
  – Nie zjadłaś śniadania, nic nie mówiłaś, po prostu zeszłaś ze swojego pokoju i wyszłaś z domu. – powiedziała poddenerwowana.
  – Przepraszam. Coś we mnie wstąpiło. Sama nie wiem co sobie myślałam wtedy. – mama spojrzała się na mnie, zmrużyła lekko oczy, a potem odwróciła się  z powrotem do kuchenki.
  – Umyj ręce. Obiad będzie zaraz. – pomaszerowałam do łazienki i zrobiłam to o co poprosiła mama, gdy wróciłam do kuchni na talerzach było już jedzenie.
  – Tylko dwa talerze?
  – Tata będzie dopiero za godzinkę. – odpowiedziała mama, ściągając fartuch, po czym usiadła przy stole. Ja także zabrałam się do jedzenia.
  – Pyszne. – skomplementowałam jak zwykle wyśmienite potrawy mamy.– Po obiedzie idę pobiegać, dobrze?
  – Tylko nie zapomnij, że musisz jeszcze odrobić lekcje.
  – Dobrze. – dokończyłyśmy obiad w ciszy. Odłożyłam talerz i sztućce do zlewu, zabrałam swoją torbę i wbiegłam po schodach do swojego pokoju. Położyłam plecak obok łóżka, wyciągnęłam z szafy swój strój do biegania. Czułam, ze dobrze mi zrobi po takim posiłku. W dodatku wiedziałam, ze razem z potem odejdą wszystkie moje negatywne uczucia co do tego dnia. Zabrałam rzeczy do łazienki i tam przebrałam się w nie. Strój składał się z szarych dresów, luźnej kiedyś białej bluzki i polarowej bluzy oraz oczywiście najzwyklejszych trampek. Zabrałam w kieszeń polaru swoje nowe, granatowe MP4 i słuchawki. Włączyłam pierwszy utwór i wybiegłam z domu. Na początek pobiegłam truchtem jako rozgrzewkę, po kilku minutach dobiegłam do parku, tam rozciągnęłam się troszkę i dalej pobiegłam już szybciej. Wybrałam sobie trasę przez miasto, często biegnąc do jeziora, czy po lesie czułam się bardzo samotna, a wprost nienawidziłam tego uczucia. Po piętnastu minutach przebiegłam przez prawie całe miasteczko, wybiegłam trochę na obrzeża. Przez północną część Almudy przebiegała dosyć duża droga, zanim zaczęli budować drogi szybkiego ruchu, to była jedna z większych dróg tego kraju. Teraz nie jest już tak często używana, ponieważ ma dosyć dużo zakrętów i w związku z tym podróż się wydłuża. Słyszałam jednak, że często używają ją do robienia wyścigów samochodowych. Byłam ciekawa jak one wyglądają, ale bałam się też ich. Dlatego nigdy nie odważyłam się iść zobaczyć. Dzisiaj jednak skusiłam się. Wyłączyłam MP4, a słuchawki obwinęłam wokół urządzenia, po czym w takiej formie schowałam do kieszeni bluzy. Podeszłam do drogi. Cisza, jak makiem zasiał. Jednak, gdy chwilę postałam przypatrując się usłyszałam muzykę. Postanowiłam za nią podążyć. Dosłownie podkradłam się . Na czymś w rodzaju wielkiego parkingu, stały sportowe samochody. W bagażniku z jednego z nich był odtwarzacz do muzyki do którego były podłączone głośniki. Ludzie śmiali się, gadali ze sobą popijając piwo z butelek. dziewczyny były oczywiście skąpo ubrane, a chłopacy byli poubierani w dresy. Moją uwagę przykuła postać w kapturze, opierała się o samochód do mnie tyłem, więc właściwie nie widziałam kim jest. Wyglądał na mężczyznę, ale tego też nie byłam w stu procentach pewna. Zauważyłam jednak, że zachowuje się inaczej niż wszyscy. Nie wykonywał tych samych ruchów, nie śmiał się, nie tańczył, nie kleiła się do niego żadna dziewczyna, ale nie był sam. Wręcz przeciwnie, wokół niego stała największa grupa. Mówili coś do niego, nie byłam wstanie usłyszeć co konkretnie. Odwróciłam się, naprawdę nie na rękę było mi, żeby mnie ktoś tutaj zauważył, ale gdy już zamierzałam odejść  zobaczyłam na swojej drodze trzech facetów.
  – Co taka sierotka tutaj robi? – spytał się lekko chrypkowatym głosem, stojący w środku.
  – Przepraszam. Już stąd idę. – ruszyłam się do przodu o dwa kroki.
  – Czekaj. Może jednak z nami zostaniesz. – uśmiechnął się obrzydliwie chłopak po prawej stronie.
  – No właśnie. Jesteś taka niewinna. – ponownie odezwał się ten po środku. – Chodź, chodź, przedstawimy cię reszcie. – Złapał mnie za rękę. – z wszystkich trzech, ten wydawał mi się najgorszy, jego głos, wygląd, ruchy wszystko mnie obrzydzało w  nim. Ciągnąc mnie za sobą zabrał na środek parkingu.
  – Proszę przestań. – powiedziałam do niego błagalnym głosem.
  – Patrzcie jaką ślicznotkę nam tu przywiało. – sparaliżował mnie strach, wszyscy spojrzeli na mnie. Chłopak, starszy może ode mnie o kilka lat objął moją twarz, po czym polizał mój policzek, a mnie przeszły dreszcze po całym ciele z obrzydzenia.
  – Proszę nie rób tak. – wypowiedziałam niepewnie.
  – Patrzcie jaka niewinna. – stanął za mną. – Ma takie śliczne włosy, nie uważacie? – Położył swoje ręce na moich ramionach, a następnie zjeżdżał powoli na dół.
  – Victor! – usłyszałam po chwili głos.
  – Co chcesz mieć ją dla siebie?! – jego ręce spoczęły na moich piersiach, a następnie zacisnęły się. – Teraz wiem dlaczego nie podoba ci się żadna z tutejszych dziewczyn. Twój typ to takie niewiniątka?!– zaśmiał się. – rozluźnił ręce,  po czym zjechał nimi po moim brzuchu w dół.
  – Proszę, przestań natychmiast! – wykrzyczałam jak głośno umiałam, a następnie ruszyłam się i upadłam na ziemię, podpierając się rękami. Miałam ochotę rozpłakać się natychmiastowo. Spojrzałam, na ludzi. Wszyscy się na mnie gapili, ale nikt nie zamierzał mi pomóc. Dojrzałam wśród nich Alex. Ona patrzyła na mnie z zaskoczeniem, ale nie zauważyłam ani trochę współczucia. Zwróciłam uwagę na zakapturzoną postać, to chyba on wtedy wypowiedział imię "Victor". Nadal był za samochodem, ale teraz był do mnie odwrócony przodem. Byłam pewna, że jest to mężczyzna, w około moim wieku. Nie widziałam jego całej twarzy, gdyż opierał się o samochód, w ten sposób, że ręce miał na dachu pojazdu, zaś sam chował usta i część nosa opierając się brodą o nie. Ale widziałam jego oczy, tajemnicze, kocie , zielone oczy, w których krył się jakiś mrok. Spod kaptura wystawało kilka kosmyków włosów. Przyjrzał mi się uważnie i nagle jakby zobaczył ducha. Jego oczy, momentalnie się poszerzyły, ale od razu ukrył swoje zdziwienie.
  – Puśćcie ją. Niech wraca skąd przybyła.– usłyszałam jego głos, pewny siebie, stanowczy, pociągający,  a oprócz tego miał jeszcze jedną, indywidualną cechę, którą nie w sposób nazwać. Był po prostu niezwykły, inny.
  – Psujesz zabawę!
  – Mówiłeś coś?! – podniósł głos. Z reakcji innych wynikało, że bardzo się go bali. W sumie miał coś takiego, ze choć mi pomógł to czułam do niego wielki strach. Myślę, że nie raz w wściekłości mógł kogoś ostro pobić.
  – Dobra, dobra już! – Victor odszedł ode mnie o kilka kroków.
  – Zmykaj stąd mała. Nie pasujesz tutaj. – odezwał się mój wcześniejszy wybawca. Wstałam z ziemi, wytarłam ręce spodnie.
  – dziękuję. – powiedziałam czując ulgę, po czym pobiegłam najszybciej jak mogłam. Czułam coś dziwnego, coś złego miało się wydarzyć. Wiedziałam o tym, za nim to jeszcze przeżyłam.




 Od Autorki: Podoba się wam, czy może jednak nie? Proszę o komentarze. Zamiarem tego rozdziału, po pierwsze było mniej więcej zapoznanie z bohaterami, głównie z bohaterką. Często idealnymi bohaterkami są odważne, piękne, inteligentne, waleczne i tak dalej, a moja będzie odbiegała od tego wzoru. Czy wam się spodoba, nie wiem.

 Oczywiście udostępniam wam zwiastun, mniej więcej zobaczycie co się będzie dalej działo, ale raczej mniej niż więcej, więc spokojnie.




Przepraszam za błędy, jak coś. Dodałabym wcześniej, ale miałam urodzinki. Hahah mam już 15 lat, jejku :)
  

6 komentarzy:

  1. Świetny rozdział. Dobrze, że główna bohaterka jest właśnie takim przeciwieństwem ideału. Nie mogę się doczekać kolejnego ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Przepraszam, że ten komentarz w porównaniu do poprzedniego będzie co najmniej żałosny, ale doprawdy nie mam weny na komentowanie. Po przeczytaniu zadaje sobie coraz więcej pytań. Choć wiem, że Marcell jest częścią tamtego świata, podobnie jak i Lux coś sprawia wrażenie jakby. Uch, nie umiem się wysłowić. Jestem niewyspana i zmieszana, zupełnie jak matematyczka po obejrzeniu dziwnych znaków. Skojarzyło mi się to z "darami anioła". Jednak później... Nie no, nie mam słów, czekam na kolejny rozdział i zapraszam do mnie po prawie miesięcznej przerwie... Będzie się działo ;)
    xx
    Niewierna
    @YourLittleBoo1
    PS: Super zwiastun!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Eeeeeej, kochanie... Spamie xd Przepraszam, ale tak bardzo ja xd

      Usuń
  3. kocham takie opowiadanie pisz kobieto idzie ci naprawdę świetnie xxx

    OdpowiedzUsuń
  4. Kochana! Zawiodłam na całej linii. Kurcze strasznie mi głupio, że dopiero teraz tu jestem ;/ ale zrobiłam sobie tyle zAległość i teraz nadrabiam ;)
    Przepraszam
    Co do rozdziału! Kochana! Rozkręca sie już co raz bardziej! Podoba mi się to bardzo. Tak tajemniczo, ale wiesz co? Wydaje mi się, że Marcel nie mówi całej prawdy i ukrywa cos przed bbohaterką! Ciekawi mnie. Tez co to za chłopak na końcu i właściwie dlaczego ja uratował...hmmm? To pewnie cos znaczy, tylko co..pewnie nas zaskoczysz ;*
    Przepraszam za dluyosc komentarza i za wszelkie jego błędy ale jestem na fonie i sama wiesz;*
    Pisz mi tu szybciutko nn i nie karz czekać ;)

    OdpowiedzUsuń