sobota, 12 kwietnia 2014

Rozdział 4.

Koszmar nie zawsze jest tylko złym snem, z którego możemy się obudzić. 



LUX

Mój oddech był niespokojny, na moich plecach  pojawiła się gęsia skórka. Miałam złe przeczucia.   Nie, ja wiedziałam. Wiedziałam, że zdarzyło się coś potwornego, wyczuwała to każda komórka mojego ciała. Moje serce szczególnie, miałam wrażenie, że jest z tego powodu  trzy razy cięższe. 
Biegłam najszybciej jak tylko mogłam - do domu. Ludzie patrzyli się na mnie ze zdziwieniem, ponieważ, z pewnością nie wyglądało jakbym to robiła dla przyjemności. W pewnym momencie mogłabym powiedzieć, że przed czymś uciekałam. Chyba przed strachem, chciałam jak najszybciej się go pozbyć i był dla mnie tylko jeden sposób na to, upewnić się, że moje przeczucia są błędne. To była ta z tych sytuacji, w których za wszelką cenę chcesz być w błędzie. Z każdą chwilą przyspieszałam nie mogąc już tego wytrzymać. Nie odróżniałam już ludzi, których mijałam, czy nawet domów, zaczęły się rozmazywać, tworząc kolorową mozaikę. Już niedaleko. - pomyślałam, skręcając w następną ulicę. Sprintem przebiegłam jeszcze kilkanaście metrów, ale widząc swój dom zaczęłam zwalniać. W końcu zatrzymałam się, stanęłam kilka metrów przed furtką. Spokojna, że wszystko wygląda  w porządku uchyliłam stare stalowe drzwiczki, które zaskrzypiały przeraźliwie. Zrobiłam kilka korków wprzód, aż usłyszałam krzyk. Krzyk pełen strachu - krzyk mojej matki. Bez wahania wbiegłam do domu i stanęłam jak wryta w przedpokoju. Jakaś zamaskowana, odrażająca postać stała w kuchni. Z budowy określiłabym go jako dobrze zbudowanego mężczyznę, ale samej twarzy nie mogłam zobaczyć. Całe jego ciało bowiem, było obwinięte czarnymi jak smoła bandażami, wyglądał jak czarna mumia. Na sobie miał ubranie tego samego koloru składające się z postrzępionej koszuli, na której zawiązany był szeroki pas oraz bufiastych spodni i wysokich butów. Przyjrzałam mu się przez tą sekundę bardzo dokładnie, w końcu nie było to coś co spotyka się na co dzień.  Zauważyłam, że trzyma w swojej dłoni specyficzną broń. To było kilka ostrzy, wyglądających jak pazury.
Usłyszałam syczenie. Odwróciłam wzrok od dziwnej postaci i spojrzałam w bok, gdzie kilka centymetrów nad podłogą unosiła się moja mama, a pod nią znajdowała się kałuża czerwonej krwi, która nie przestawała się powiększać. Odruchowo krzyknęłam. Krzyknęłam jak tylko mogłam najgłośniej, żadnych słów, tylko dźwięk przepełniony strachem. Napastnik usłyszawszy to odwrócił do mnie wzrok i ujrzałam dokładniej jego nieracjonalnie żółte oczy. Poczułam jak moje ciało drętwieje. "Czarna mumia" z tak niedorzecznymi oczami opuściła nadgarstek tylko kilka centymetrów, a moja matka zsunęła się z ostrzy z wielkim krzykiem bólu, choć tak naprawdę wyglądało jakby nic nie ważyła i to "coś" zrobiło to z niezwykłą łatwością. Zaraz potem zrobiło sztywny krok w moim kierunku i jakby na zawołanie moje nogi nagle zaczęły się ruszać. Drzwi, zanim nawet zdążyłam zrobić krok w ich kierunku on pojawił się zaraz przed nimi. Spojrzałam w miejsce, gdzie jeszcze przed ułamkami sekundy go widziałam, ale go już tam nie było. Jak on to zrobił? - pomyślałam, wbiegając na pierwszy stopień schodów. Poczułam potworny ból w lewej nodze. To on wbił mi tą swoją broń, próbując zatrzymać. Zaraz potem wyciągnął ją zadając mi jeszcze większą ranę i jeszcze więcej bólu. Ja jednak nie zamierzałam przestawać, pod jeszcze większą adrenaliną wyrzuciłam swoje ciało z prawej nogi ku górze. Upadłam niefortunnie, chyba sobie coś złamałam. Nie widząc innego wyjścia spojrzałam na niego, w jego przeklęte żółte oczy. Nie widać było nosa, czy ust, tylko je. Stanął nade mną, podniósł rękę z stalowymi pazurami. Bez zastanowienia skrzyżowałam ręce, próbując się chronić i gdy tak czekałam na cios zamknęłam oczy, zaciskając równocześnie zęby. Jednak nie doczekałam się, gdy po chwili spojrzałam jego już tam nie było. Zniknął. Zamrugałam, aby się upewnić. Poczułam jak po policzkach spływają mi słone łzy, które z myślą o śmierci napłynęły mi do oczu. Przetarłam poliki rękawem dresu. Dopiero teraz udało się się złapać trochę powietrza i poczułam jak moje serce wali. Nie miałam czasu na uspokojenie się. Szybko właściwie przeczołgałam się po schodach  z powrotem na parter, potem podniosłam się i kulejąc weszłam do kuchni. Teraz łzy spływały mi już nie tylko ze strachu jaki przeżyłam przed chwilą, ale także przed tym, że moi kochani rodzice mogą już nie żyć.
  – Mamo! – podniosłam drżący głos i przyłożyłam rękę do jej rany. Nigdy nie widziałam tak wiele krwi, cała jej granatowa sukienka była w niej. Nawet jej włosy zatopione były w tej czerwonej substancji.  – Mamo obudź się! Wstawaj! – krzyczałam desperacko. – Nie rób mi tego! Nie umieraj! Proszę.... – kilka moich łez spadło na jej blady policzek. Wzięłam jej ciało, podniosłam je, nie było jeszcze takie sztywne i zachowało jeszcze odrobinę ciepła. Przytuliłam jej zwłoki, chcąc po raz ostatni poczuć to matczyne ciepło. Tak bardzo chciałam usłyszeć jej głos, mówiący, że wszystko będzie w porządku.
  – Lux? – usłyszałam cicho swoje imię. Głos mojego taty. Spojrzałam w jego stronę, był trochę bardziej wgłąb kuchni, oparty o jedną z nóg stołu, także zakrwawiony. Nawet nie wstając, tylko rękami przysunęłam się do niego.
  – Tato, mama...
  – Już dobrze. Nie będzie sama, zaraz do niej dołączę. – jego głos słabł, z każdym słowem.
  – Tato nie mów tak! Nie zostawiaj mnie! Błagam. – oparłam swoją głowę na jego ramieniu. – Błagam. – dodałam ciszej.
  – Pozwól, że będę dobrym ojcem do końca, dobrze? Oboje z mamą bardzo, ale to bardzo cię kochamy.
  – Ja was też! – krzyknęłam przez płacz. Jego ton głosu, jego słowa, były takie, takie... przygnębiające. Mówił to z dumą, nawet z małą odrobiną pozytywności.
  – Ja to wiem i mama też. Teraz musisz sobie poradzić już bez nas.
  – Nie chcę! Proszę nie zostawiaj mnie, chociaż ty. – rozpłakałam się.
  – Lux, to nie ode mnie zależy, ale chcę mieć pewność umierając rozumiesz? Przysięgnij mi, że nigdy już nie będziesz płakać, tylko uśmiechać się jak zawsze, dobrze? Albo jeszcze mocniej i jeszcze częściej.Obiecaj, że znajdziesz ludzi, którzy ci w tym pomogą. Zgoda? Dbaj o siebie. Wiesz już co jest ważne w życiu.
  – Jeszcze możesz mnie dużo nauczyć... Nie zostawiaj mnie tak. Nie mam nikogo oprócz ciebie i mamy.
  – Masz jeszcze Marcela i zdobędziesz na pewno innych przyjaciół. Dbaj o nich tak jak oni będą dbać o ciebie i wszystko będzie dobrze. Bądź grzeczna córeczko.  Obraz mi się rozmazuje, zaraz pewnie... – jego głowa opadła zanim zdążył dokończyć.
– Tato! Tato nie!! – rozpłakałam się jeszcze bardziej, nie było mowy, abym mogła nad tym zapanować. Przytuliłam się do niego i nie mogłam przestać, nie wiedziałam co zrobić. Zaczęłam robić się słaba, aż straciłam przytomność.


***

Obudziłam się. Usłyszałam dźwięk jadącego samochodu i ciche stukanie deszczu o szybę. Otworzyłam oczy. Był półmrok, ale dostrzegałam przed sobą przednią szybę, a na niej kropelki deszczu. 
  – Gdzie jestem? – zapytałam nawet nie wiedząc czy uzyskam odpowiedź. Miałam sucho w ustach, byłam ociężała, a na mojej lewej nodze był ucisk. 
  – Spokojnie. Jesteś bezpieczna. – usłyszałam dobrze znany mi głos przyjaciela. Przechyliłam głowę w jego stronę. Miał taką jednocześnie poważną i smutną minę. Spojrzałam za szybę i mignęło i jasno żółte światło i wnet wszystko mi się przypomniało. Potwór, moi rodzice. 
  – Moi rodzice! – poniosłam głos pomimo bólu, wszystko straciło znaczenie. – Marcel co z moim rodzicami?! – poczułam jego ciepłą dłoń na swojej, ubrudzonej krwią. 
  – Przykro mi. – jego ton, mówił mi, że nie kłamie, zresztą on nigdy nie umiał kłamać. 
  – Nie, to niemożliwe. To nie może być prawda. – po oczach spłynęły mi kolejne już dzisiaj łzy. Poczułam ciarki na plecach, jakby sama śmierć właśnie robiła sobie ze mnie żarty. – To tylko zły sen!
To tylko koszmar! – zakryłam twarz rękami i rozpłakałam się jak tylko można najbardziej. Oni byli dla mnie wszystkim. Ludźmi, którym zawdzięczałam wszystko co miałam. Oni byli wszystkim co miałam! Kochałam ich, oni nie mogli tak po prostu zginąć, umrzeć zostawiając mnie samą. "Nie płacz." usłyszałam głos mojego taty, taki ciepły jak zawsze, taki pokrzepiający. "Bądź silna" dodał. To moja wyobraźnia, ale doprowadziło mnie to do jeszcze większego wybuchu płaczu. Jeszcze bardziej zabolało, jeszcze bardziej przypomniało mi o jak bardzo ważny był dla mnie. Dłoń chłopaka zacisnęła się bardziej na mojej i poczułam jak się uspokajam, moje serce zwolniło. Spojrzałam na niego, ale on na mnie nie, nic też nie powiedział. – Gdzie jedziemy? Skąd masz prawo jazdy? – spytałam po kilku minutach, gdy już całkowicie ochłonęłam. Co prawda, nadal nie mogłam w to uwierzyć, szczerze nie chciałam w to wierzyć.
  – O nic się nie martw. Zaraz będziemy w Sztokholmie. 
  – Dlaczego jedziemy do Sztokholmu?  – spytałam zdziwiona, szpital jest niedaleko Almudy, więc po co jedziemy, aż to stolicy? 
  – Nie jesteś tutaj bezpieczna. Jedziemy do mojego domu. – odpowiedział z powagą, zaciskając ręce na kierownicy, był strasznie poddenerwowany. – Lux przepraszam.
  – Za co? – przerażał mnie swoim wyrazem twarzy, nigdy nie widziałam go w takim stanie.
  – Za wszystko. – dodał gazu. To wszystko było takie, takie... Trudno w to wszystko uwierzyć. Od tego dnia wszystko się zmieniło, a ja się poddałam i po prostu płynęłam z nurtem tych zmian.
Zamknęłam oczy i  skupiłam się na niemyśleniu, ale im bardziej próbowałam tym bardziej analizowałam to co się wydarzyło i dochodziłam do wniosku, że to wszystko  jest tylko złym koszmarem.
Myśląc, tak o tym wsłuchiwałam się w obijające się o szybę krople deszczu, tworzyły razem przygnębiającą melodię. Zanim się zorientowałam, wjechaliśmy do środka miasta i zatrzymaliśmy się przy jednym z starych, lecz bardzo zadbanych budynków.
  – Wysiadamy? – spytałam, a w odpowiedzi otrzymałam tylko skinienie głową. Otworzyłam drzwi, a Marcel pomógł mi  wysiąść, a następnie iść. Weszliśmy do środka przez wielkie zielone drzwi. W środku paliło się tylko kilka świec, ale i tak mogłam zauważyć wyjątkowość pomieszczenia. Wyglądał jak jakaś królewska komnata. Echo naszych kroków odbijało się od wysokich ścian, na których były malowidła, pokazujące różne drzewa, ptaki, ludzi, zwierzęta, góry, budowle, właściwie wszystko. Były naprawdę imponujące, nawet sufit był niezwykły, bardzo wysoko nad naszymi głowami przedstawione były tarcze księżyca, słońce i gwiazdy. Po drugiej stronie od wejścia, były kolejne, wielkie drzwi. Ruszyliśmy w ich stronę.
  – Co to za miejsce? – właściwie sama nie dowierzałam, że coś takiego znajduje się w tym mieście. Byłam tu kilka razy, począwszy od dnia, w którym adoptowali mnie moi kochani rodzice, ale nigdzie czegoś takiego tutaj nie spotkałam, ale w końcu to tylko mój sen.
  – Wkrótce się dowiesz. – odpowiedział. Zbliżyliśmy się do tych niesamowitych "wrót". Widniał na nich obraz czterech pór roku. Wydawały się strasznie ciężkie, jakby miały pilnować czegoś naprawdę ważnego. Tymczasem Marcel lekko popchnął je na środku, a one otworzyły się na całą swoją szerokość.
Drugie pomieszczenie było o wiele mniejsze, ale nie było opuszczone. Przy ścianie stała para ludzi, bardzo dziwnie ubranych. Miała na sobie, długie, czarne płaszcze z kapturami, nie pozwalającymi nawet zobaczyć mi ich twarzy,  w rękach zaś trzymali włócznie.
  – Marcel, nie podoba mi się to. Dlaczego mnie tu przyprowadziłeś? – przystanęłam, a jako, że chłopak nadal mnie podtrzymywał musiał zrobić to samo. – To wszystko mnie przerasta. Nie chcę tutaj być. Chcę wracać do Almudy, chcę w spokoju opłakać śmierć rodziców. – spojrzał na mnie. Mimo wszystko, ten sen był tak realistyczny, ze czasami zaczęłam powątpiewać, ale zaraz potem odganiałam te myśli.
  – Ich już tam nie ma. – jego spokojny głos odbił mi się w głowie niczym echo.
  – Ale są ich ciała. Proszę. To wszystko jest dziwne. Spójrz na tych facetów, mają broń, tak samo jak on.... – nie chciałam mówić, o tym "czymś" nawet w mojej wyobraźni było to dla mnie wyzwanie i nie chciałam się go podjąć.  – Chcę tylko, aby on został złapany przez policję, za to co zrobił.
  – Lux, grozi ci niebezpieczeństwo. Wiem, że jest ci ciężko, wiem, że zaciskasz pięści i gryziesz się w język, by nie płakać i starasz się o tym nie myśleć, ale teraz musisz mi zaufać. Możesz to zrobić? – wyciągnął swoją rękę w stronę mojej.
  – Dobrze. – tata miał rację, miałam teraz już tylko Marcela i tylko jemu mogłam zaufać. Bez niego mogłabym tylko upaść na podłogę i płakać. Nie mogłam tego zrobić, nie teraz, nie przy nim, nie w tej chwili. To dziwne, ale myślałam równocześnie na dwa sposoby, jakby to było snem i rzeczywistością jednocześnie.
 Złapałam go za rękę.
  – Lux? – powiedział zanim zrobiliśmy krok dalej.
  – Tak?
  – Postaram się tobą zająć jak tylko będę mógł, nawet jeśli uznasz, że jestem świrem po tym co ode mnie usłyszysz. – uśmiechnęłam się. Ufam ci Marcel...  – I jeszcze jedno. Po tym jak pójdziemy dalej, możesz zemdleć, a gdy się obudzisz będziemy już w zupełnie innym miejscu.
  – Byle tylko nie w szkole. – próbowałam się uśmiechać tak jak obiecałam tacie, ale było to cięższe niż myślałam. – Mam tylko ciebie, jeżeli więc uważasz, że te miejsce będzie dobre, to ja się dostosuję. – przytaknął, po czym zwrócił się do dziwnej dwójki. Powiedział do nich nieznane mi słowa, a oni jak na zawołanie ruszyli się i otworzyli wielkie drzwi. – Co to jest? – to wyglądało naprawdę dziwnie, wyglądało jak wielka, biała, galaretka, która w dodatkowo dziwnie falowała. W życiu nigdy nie widziałam czegoś tak cudacznego i chyba już nie będę miała okazji.
  – Spokojnie to nic groźnego. – z ciekawości wyciągnęłam rękę, aby tego "czegoś" dotknąć. Gdy tylko czubki moich palców zanurzyły się w tej mazi przez moje ciało przebiegły ciarki obrzydzenia. To było ohydne.
  – Musimy w to wejść cali. – sprostował Marcel widząc moją minę.
  – Żartujesz?! Czy ty nie miałeś mnie zabrać do swojego domu? Dlaczego każesz mi włazić w to coś?
  – Mój dom jest po drugiej stronie. Jest inny niż sobie wyobrażasz.
  – Czyli jaki?
  – Jest większy i bardziej... to skomplikowane. – opuścił głowę, jakby nie umiał mi tego wytłumaczyć.
  – Skomplikowane?
  – Tak, ale to nie miejsce i czas na tłumaczenie. – Marcel wziął mnie na swoje ręce, po czym po prostu wskoczyliśmy do tego czegoś i tak jak przepowiedział straciłam przytomność.


***

Ciepło. To było takie miłe ciepło i miękko oraz miły, słodki zapach. Otworzyłam oczy i ukazała mi się biel. Biały sufit, wysoko nade mną. Usłyszałam jak ktoś coś robi niedaleko mnie, obróciłam głowę w tą stronę. Mała dziewczynka układała właśnie białe kwiaty w wazonie, które tak słodko pachniały. Usłyszawszy mój ruch spojrzała na mnie. Była śliczna, ale to słowo nie wystarczy by opisać jej piękno.  Miała taką delikatną alabastrową cerę, malinowe usta, cudowne zielone oczy i długie, falowane, brązowe włosy. Wyglądała jak najśliczniejsza, porcelanowa lalka, tak samo krucha i delikatna. Miała też na sobie śliczną, koronkową sukienkę, koloru błękitnego. 
  – Widzę, że się już obudziłaś. – usłyszałam jej łagodny głos. – Mam na imię Lily. –  jej imię pasowało do niej idealnie. – Ty Lux, prawda? – kiwnęłam głową na tak. 
  – Czy ja umarłam?  – przełknęłam ślinę. 
  – Nie. Jestem młodszą siostrą Marcela i jesteś teraz w naszym domu. – usiadła obok mnie na łóżku. – Jak się czujesz? 
  – Dobrze, chyba.  Gdzie jest Marcel?
  – Jest chwilowo zajęty, ale możesz się  w tym czasie wykąpać, a potem spotkamy się  z braciszkiem. Dobrze? Tutaj masz wszystko przyszykowane. – wskazała na wannę, pełną ciepłej wody, która parowała, stolik z ręcznikami i jakimiś buteleczkami. – A tutaj masz bieliznę i ubranie. Może być trochę za duże, ponieważ to suknia naszej matki, ale czuję, że będzie ci pasowała. W fioletowej buteleczce jest płyn do mycia włosów, zielony to płyn do ciała, a reszta to olejki zapachowe, wybierz sobie, ten który podoba ci się najbardziej. Ja będę czekać na ciebie poza pokojem, jeśli będziesz już gotowa to wyjdź. 
  – Okej. Chyba zapamiętałam. – dziewczynka wstała z łóżka, pożegnała mnie swoim miłym uśmiechem po czym wyszła zamykając za sobą drzwi. Rozejrzałam się po pokoju, choć raczej mogłabym to nazwać komnatą, bo bardzo przypominała mi pomieszczenie jak w jakimś królewskim zamku, które miałam okazję zobaczyć na przykład na wycieczkach szkolnych. 
Po prawej stronie wpadało wiele światła przez duże okna obramowane w jasnym drewnie. Podłoga również była wykonana z tego samego gatunku drzewa, choć wielką jej część przykrywał wzorzysty dywan z frędzelkami po brzegach. Na ścianach koloru beżowego wisiały obrazy różnych krajobrazów. Oprócz łóżka w pokoju znajdowała się jeszcze komoda naprzeciwko okien oraz ta zdobiona wanna, w której miałam zaraz wziąć kąpiel.  Podeszłam do niej i spojrzałam w swoje odbicie w wodzie, ledwo widocznie, właściwie jedynie cień mnie. Może własnie dlatego poczułam, że zobaczyłam więcej siebie niż w normalnym lustrze. Ściągnęłam z siebie koszulę nocną, którą sama nie wiem skąd miałam. najprawdopodobniej przebrano mnie w nią niedługo po tym jak się tu dostałam. Wzięłam jedną z buteleczek z olejkiem zapachowym i wlałam do wody, aż w powietrzu uniósł się zapach taki sam jak od kwiatów, był naprawdę cudowny. Ucieszyłam się, że wzięłam własnie ten biały flakonik, skoro pachniał własnie nimi. Zanurzyłam się w ciepłej wodzie i dopiero w tym momencie poczułam jak wszystko mnie boli. Usiadłam i spojrzałam na swoje ręce, pod paznokciami nadal miałam ślady zaschniętej krwi, ale i tak najbardziej bolała mnie noga. Musiano mnie wczoraj już trochę obmyć, bo nie byłam tak brudna jak się spodziewałam. Spojrzałam na siniaki i zadrapania, a po moich policzkach spłynęły łzy. Nawet nie zdążyłam zareagować, zebrały się w moich oczach i samowolnie wypłynęły. Wystarczyło, że przypomniało mi się wszystko włącznie z śmiercią najbliższych mi osób, nie byłam też niczym zajęta, więc moje myśli same kierowały się w tamtym kierunku, no i oczywiście fakt, że zostałam sama, że nie musiałam przed nikim udawać, ani się wysilać przełamał tą blokadę, która wcześniej pozwalała mi zatrzymać łzy w sobie. W sumie nie wiem dlaczego to robiłam, przecież nie powinno tak to wyglądać, ale to był bardzo dziwny sen. Zsunęłam się i zanurzyłam twarz całkowicie, aby nie pokazywać, że płaczę, w końcu obiecałam. Co teraz? Co mam teraz zrobić? Co by powiedzieli mi teraz moi rodzice? " Nie poddawaj się, jesteśmy z tobą". Pewnie coś w tym stylu. – zacytowałam sobie w myślach, po czym gwałtownie wynurzyłam się z wody łapczywie nabierając powietrza. 
  – Tak, te słowa naprawdę do nich pasują. – powiedziałam do siebie pod nosem uśmiechając się. Sięgnęłam po fioletową buteleczkę po czym wylałam trochę substancji na rękę. Gęstością przypominała najzwyklejszy szampon. Wmasowałam we włosy, potem umyłam się dokładnie zielonym płynem, a gdy już byłam gotowa wyszłam z wanny, okrywając się jednym z ręczników, drugim zaś wytarłam porządnie włosy. Potem ubrałam bieliznę i suknię. Była naprawdę śliczna, ciemno różowa z złocistymi wzorami roślin. Czułam się w niej jak prawdziwa księżniczka. Jestem pewna, że spodobałaby się mojej mamie. Jak byłam mała to szyła mi stroje księżniczki, ale oczywiście z czasem z tego wyrosłam, teraz znowu mogłam się poczuć jak wtedy. Zaczęło mnie zastanawiać skąd mama Marcela ma taką suknię. Przyszło mi nawet na myśl, czy przypadkiem Marcel nie jest jakimś księciem, a jego matka jakąś królową. W końcu to tylko moja wyobraźnia. Marcel byłby chyba najbardziej prostackim księciem jaki może istnieć, gdybyście zobaczyli go gdy je hamburgera. Zawsze wtedy jest brudny od musztardy i keczupu, a potem wyciera się w rękaw. Cały on!
Niestety byłam zbyt płaska na tą sukienkę, więc nie wyglądała tak ładnie jak powinna, ale czułam się w niej całkiem dobrze.  Przeczesałam jeszcze tylko włosy palcami i wyszłam za drzwi.
  – Już skończyłaś? – ujrzałam Lily siedzącą na podłodze i bawiącą się jednym z kwiatów. – Ślicznie wyglądasz! – wstała.
  – Dziękuję. Przepraszam, ale może masz jeszcze jakieś buty. – uniosłam suknie do góry. – Jest mi trochę zimo w stopy. – czułam jak moje poliki czerwienieją ze wstydu.
  – Och! Przepraszam. To moje niedopatrzenie. Wiedziałam, że o czymś zapomniałam. – powiedziała zakłopotana. – Chodź ze mną. – przytaknęłam. Szłyśmy już tak chwilę w ciszy, ja oczywiście kuśtykałam, więc trwało to trochę dłużej. Czułam jej wzrok na sobie, uważnie mi się przyglądała.
  – Gdzie idziemy? – spytałam w końcu, nie bardzo podobało mi się to jak na mnie patrzyła.
  – Do mojego pokoju. Może tam znajdziemy jakieś buty dla ciebie. To niedaleko. – w normalnym domu oczywistą rzeczą jest, że z pokoju do pokoju długo się nie przechodzi, ale teraz byłam w prawdziwym zamku. Właściwie, z każdą sekundą utwierdzałam się tylko w myśli, że to wszystko to sen. Takie rzeczy przecież nie są możliwe. Muszę mieć naprawdę bujną wyobraźnię, aby stworzyć coś takiego. Prawie jak w książkach, które tak lubię czytać.  
  – Co to za kwiaty? – zadałam kolejne pytanie.
  – Podobają ci się? – uśmiechnęła się – To białe irysy, moje ulubione.
  – Ślicznie pachną. – uśmiechnęłam się.
  – Nasz ogród jest ich pełen. Mogę ci później pokazać.
  –  Z przyjemnością zobaczę.
  – Już jesteśmy. – powiedziała stając przed jednymi z drzwi, a zaraz potem otworzyła je. Jej pokój był dokładnie taki jak sobie wyobrażałam, było w nim pełno różnych kwiatów, nawet na wielkim łóżku przykrycie było w róże wzory kwiatów, na ścianach widniały obrazy ptaków. W kącie stał też wielki regał z książkami, które były równo ułożone. Miękki, kolorowy dywan na środku dodawał zaś jeszcze więcej przytulności pomieszczeniu.  – Zobaczmy. – otworzyła drzwi. i ukazała się nam cała szafa butów.  – Przymierz te. – wskazała mi na parę butów na małym korku. Wzięłam i od razu przymierzyła, niestety były za małe.
  – Masz może większe. – dziewczynka ponownie spojrzała do szafy.
  – Te są największe jakie mam. – powiedziała dając mi czarne sandały. – nie wiele się różniły od poprzednich, ale spróbowałam założyć. Także nie pasowały. – Mam pomysł! Poczekaj! – wybiegła w mgnieniu oka i tak samo szybko wróciła. – Proszę. Są twoje, więc na pewno będą pasować. – podała mi moje sportowe buty, które zawsze służyły mi do biegania po szkole. – Trochę nie pasują, ale pod tą suknią i tak nie będzie ich widać.
  – Dziękuję. – wzięłam je do ręki, usiadłam na jej łóżku i ubrałam dobrze zawiązując.
  – Mam coś jeszcze dla ciebie. – uśmiechnęła się – Proszę!  – podała mi moją MP4. – Reszta twoich ubrań już schnie.
  – Dziękuję. – wzięłam ją do ręki po czym zacisnęłam na niej swoje palce. Wpatrywałam się w nią i zrobiło mi się smutno.
  – Lux? – wyrwała mnie z zamyśleń Lily. – Mogłabym uczesać twoje włosy? Są naprawdę piękne.
  – Jeśli chcesz. – dziewczynka uradowana podbiegła do półki przy łóżku i wzięła stamtąd swoją szczotkę oraz jakieś gumki do włosów. Następnie wskoczyła na łóżko i rozczesała delikatnie moje włosy.
  – Bardzo lubię czesać włosy, a twoje czesze się fajniej niż  moim lalkom. Są takie długie i miękkie. Mogę ci zrobić kilka warkoczyków? – spytała podekscytowana. Kiwnęłam głową na tak. Lily zaczęła swoje popisy, a moje włosy w tym czasie powoli schły. Ja zaś wpatrywałam się w mój urodzinowy prezent, a do oczu zaczęły napływać mi łzy. – Jak skończymy to zaprowadzę cię do naszego ogrodu i pójdę poszukać Marcela. Dobrze?
  – Tak.
  – Czemu jesteś taka smutna? – wydawała się być bardzo zatroskana.
  – To jest prezent od moich rodziców na urodziny. Szkoda, że nie ma ich tu.
  – Ja też niedługo będę miała urodziny. Nie mogę się doczekać. w końcu będę miała trzysta lat.
  – Trzysta? – zdziwiłam się – Nie trochę za dużo?
  – Niby dlaczego? – była równie zaskoczona co ja. – A no tak! Ludzie żyją krótko.
  – Co? – już kompletnie nic nie rozumiałam.
  – Braciszek ci to pewnie wytłumaczy. – uśmiechnęła się. – Skończyłam. Chodź zaprowadzę cię do ogrodu. – złapała mnie za rękę i zeszłyśmy z łóżka. Wyszłyśmy z jej pokoju i poszłyśmy korytarzem, potem kilka razy skręcałyśmy, zeszłyśmy schodami na dół i znalazłyśmy się w miejscu, które określiłabym jako dziedziniec. Pusty plac, na którym nie rosła nawet trawa otoczony murami zamku. Na środku stał tylko jeden słup drewna.
  – Co to za miejsce? – nie pasowało ono do pięknego zamku, było takie proste i puste.
  – To dziedziniec do ćwiczeń. – odpowiedziała rozglądając się. – Nigdy nie lubiłam tego miejsca.
  – Do jakich ćwiczeń?
  – Sztuki walki oczywiście. Chodźmy, ogród jest już niedaleko. To zaraz obok. – pociągnęła mnie za sobą. Przeszłyśmy wzdłuż placu, przeszłyśmy przez przejście i doszłyśmy na miejsce.
  – Niesamowite! – to miejsce było naprawdę piękne, powódź irysów.
  – Prawda, że przepięknie? – dziewczynka ucieszyła się razem ze mną.
  – Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Teraz jestem już pewna, że to sen!
  – To nie sen Lux. – usłyszałam ten głos, taki poważny, lekko zmartwiony - głos Marcela. Odwróciłam się do niego. – Niestety, ale wszystko co tutaj widzisz i co przeżyłaś jest prawdą. Łącznie z śmiercią twoich rodziców. Przepraszam, że mówię ci to tak wprost, ale tak chyba będzie najlepiej, nawet jeśli mnie za to znienawidzisz.
  – Jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni, przecież w prawdziwym świecie nie dzieją się takie rzeczy. Nie ma dziwnych, przerażających postaci, które zabijają najbliższych, a potem nie znajduje się w jakimś pałacu, nie nosi się sukni jak księżniczka, nie widzi się takich widoków. To po prostu niemożliwe!
  – Uważasz, że byłabyś wstanie wyobrazić sobie coś tak okrutnego jak ich śmierć? Uważasz, że smutek, który czujesz też jest tylko wymysłem? – otworzyłam szerzej oczy, to było jak nóż w plecy.  Upadłam na ziemię. On miał rację, całkowitą. Wiedział, że te słowa do mnie dotrą, wiedział co czuję. Do moich oczu znowu napłynęły łzy, sekundę później po moich policzkach spływały już słone strumyki, nad którymi nie mogłam zapanować. Uwolniłam wszystkie emocje, które uważałam za sen. Wylewałam je razem ze łzami. – Nie! To nie może być prawda! – wykrzyczałam. – To sen, tylko zły sen. – oddałam pod nosem, a zaraz później poczułam jak Marcel mnie przytula. Zdawał się większy, bardziej umięśniony, a także bardziej ciepły niż zwykle. Objęłam go i zaczęłam płakać, najbardziej jak tylko to możliwe. Dopiero to wszystko do mnie docierało, cały ból narastał z każdą sekundą większej świadomości. Czułam jak moje serce przytłacza ciężar, jak ciężej mi się oddycha.
  – Już dobrze. – pogłaskał mnie po plecach. – Wszystko będzie dobrze.




Od Autorki: Jak zwykle przepraszam za błędy, jestem tylko człowiekiem. No i oczywiście za tak długie czekanie. Ten rozdział będzie przełomowy, w życiu głównej bohaterki, ten i w sumie następny, ale o tym jeszcze za chwilkę. Proszę, jeśli to czytacie, to moglibyście w komentarzu odpowiedzieć na moje pytanie, czy dialogi i odruchy były sztuczne? Ciężko było mi sobie to dokładnie wyobrazić i cały czas właśnie czułam jakby to wszystko było nienaturalne. Jaka jest wasza opinia?
A ogólnie to wam się rozdział podobał, czy też nie?

Jako takie przeprosiny za zwłokę dam taki zwiastun pewnej postaci. Będzie to Harold, który najprawdopodobniej pojawi się już w następnym rozdziale. Tekst i podkład pasują do do jego charakteru, po części.



Tłumaczenie tekstu po polsku (z tekstowa :) )

To sekretna strona mnie.

Której nigdy nie pozwolę Ci zobaczyć.
Trzymam ją na uwięzi, ale nie mogę jej kontrolować.
Wiec trzymaj się ode mnie z daleka, ta bestia jest groźna
Czuję wściekłość, i nie mogę jej powstrzymać
To drapie w ściany
W mojej szafie, w pomieszczeniach
Obudziło się i nie mogę tego kontrolować
Chowa się pod łóżkiem
W moim ciele, w mojej głowie
Dlaczego nikt nie przyjdzie i nie uratuje mnie przed tym
Sprawcie by to się skończyło
Czuję to głęboko w środku
Jest już pod skórą
Muszę wyznać, że czuję się jak potwór!
Nienawidzę tego, czym się stałem
Koszmar właśnie się zaczął
Muszę wyznać, że czuję się jak potwór!!
Czuję, czuję się jak potwór!
Czuję, czuję się jak potwór!
Trzymam swoją sekretną stronę
schowaną pod kłódką i kluczem
Trzymam ją na uwięzi, ale nie mogę jej kontrolować
Ponieważ gdybym go wypuścił
Rozerwałby mnie i złamał
Dlaczego nikt nie przyjdzie i nie uratuje mnie przed tym
Sprawcie by to się skończyło!
Czuję to głęboko w środku
Jest już pod skórą
Muszę wyznać, że czuję się jak potwór!
Nienawidzę tego, czym się stałem
Koszmar właśnie się zaczął
Muszę wyznać, że czuję się jak potwór!
Czuję to głęboko w środku
Jest już pod skórą
Muszę wyznać, że czuję się jak potwór!
Czuję, czuję się jak potwór!
Czuję, czuję się jak potwór!
To chowa się w ciemnościach
Ma zęby ostre jak brzytwa
Nie ma dla mnie ucieczki
To coś chce mojej duszy, chce mojego serca
Nikt nie może usłyszeć jak krzyczę
Może to tylko sen
Albo może to jest wewnątrz mnie!
Powstrzymaj tego potwora!
Czuję to głęboko w środku
Jest już pod skórą
Muszę wyznać, że czuję się jak potwór!
Nienawidzę tego, czym się stałem
Koszmar właśnie się zaczął
Muszę wyznać, że czuję się jak potwór!
Czuję to głęboko w środku
Jest już pod skórą
Muszę przyznać, że czuję się jak potwór!
Stracę nad tym kontrolę
To coś radykalnego
Muszę wyznać, że czuję się jak potwór!
Czuję, czuję się jak potwór!
Czuję, czuję się jak potwór!
Czuję, czuję się jak potwór!
Czuję, czuję się jak potwór! 




2 komentarze:

  1. O jeju Ty wiesz, ze ja na początku też myślałam, że to sen,a przynajmniej do połowy rozdziału miałam taka głęboką nadzieję, że tak będzie. Stracić tak ważne osoby w sowim życiu i do tego być teraz w miejscu, gdzie nawet w wyobraźni ciężko to sobie ogarnąć. Bardzo dobrze to wszystko opisałaś. Łatwo można było sobie wszystko wyobrazić i jakby przenieść się tam z bohaterką :) No ja jestem pod ogromnym wrażeniem i kurcze w takim napięciu. Wszystko jest tu jedną wielka tajemnicą, a ja bym tak chciała już wszystko wiedzieć co i jak. No na maksa mnie wciągnęłaś dziewczyno. Nie wiem jak Ty to robisz ;*
    Nawet nie wiesz jak nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. OH! Proszę szybciutko. Chcę wiedzieć jak to wszytko wytłumaczy jej Marcel, no i co będzie działo się dalej ;*
    ♥♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. To opowiadanie jest genialne! Cholernie zazdroszczę ci talentu, to ci przyznam już na samym początku. Zaciekawiła mnie fabuła twojego bloga, dlatego postanowiłam przejść przez te rozdziały, chociaż nie byłam pewna czy mi się spodoba. Nie żałuję, że spróbowałam, bo właśnie zyskałaś nową czytelniczkę. To wszystko jest takie obrazowe, ja z łatwością mogłam przenieść się do świata bohaterów i przeżywałam to z główną bohaterką. Fabuła jest zawiła i trzeba się nad nią trochę zastanowić, a to dla mnie coś nowego, bo większość dzisiejszych opowiadań ma zazwyczaj prosty wątek główny. Dlatego kolejny plus za to. Jestem po prostu zachwycona. Z niecierpliwością oczekuję kolejnego rozdziału i jeśli możesz, informuj mnie u mnie na blogu: http://banshee-fanfiction.blogspot.com/ lub na Twitterze: @heronstiles :)
    Powodzenia w dalszym pisaniu! <3

    OdpowiedzUsuń